Negocjowanie Pamięci

Wyobraź sobie spacer po terenie dawnego obozu KL Plaszow w Krakowie, gdzie historia spotyka się z nowoczesnością. Projekt „Negocjowanie Pamięci” to innowacyjne doświadczenie, które wykracza poza tradycyjne pomniki czy tablice. Dzięki immersyjnemu spacerowi dźwiękowemu, zapraszamy Cię do wejścia w przestrzeń pełną różnych głosów i perspektyw.
Ludomir Franczak i Marcin Dymiter- artyści dźwiękowi, wykorzystali materiały zebrane przez FestivALT, aby pozwolić wybrzmieć możliwie najróżniejszym głosom i perspektywom: potomków i potomkiń osób Ocalonych z Zagłady, osób mieszkających na co dzień w bezpośrednim sąsiedztwie obozu, przewodników i przewodniczek miejskich, przedstawicielek i przedstawicieli władz miasta i innych jednostek miejskich, osób ze społeczności żydowskiej, zwolenników i przeciwników oficjalnych form upamiętnienia tego terenu.

To okazja, by poznać historię z wielu punktów widzenia i doświadczyć jej w zmysłowy sposób.

Skomponowana w ten sposób ścieżka dźwiękowa zostanie udostępniona w bezpłatnej aplikacji Echoes (echoes.xyz) – z jej wykorzystaniem możliwe stanie się immersyjne doświadczenie przestrzeni byłego obozu zarówno przez społeczność Krakowa, jak i osoby turystyczne z Polski czy zagranicy.
Mamy nadzieję, że immersyjny spacer dźwiękowy – ze względu na swój pozainstytucjonalny, zmysłowy wymiar – przyczyni się to wzrostu świadomości na temat współczesnych wyzwań upamiętniania trudnego dziedzictwa w szybko urbanizującej się przestrzeni.

PLATFORMA ECHOES 

Czym jest?

Echoes.xyz pozwala na immersyjne, dźwiękowe doświadczanie przestrzeni. Strona internetowa i aplikacja – darmowe, kompatybilne i proste w obsłudze – umożliwiają każdej zainteresowanej osobie tworzenie i doświadczanie dźwięków przypisanych konkretnym lokalizacjom.
 

Jak działa?


Wystarczy pobrać aplikację i wybrać jeden z dostępnych w katalogu spacerów dźwiękowych. Dzięki usłudze geolokalizacji, aplikacja wskaże wszystkie znajdujące się w pobliżu spacery. Istnieje możliwość ich zapisania w pamięci aplikacji i późniejszego odsłuchiwania bez połączenia z internetem lub wczytania danego spaceru poprzez zeskanowanie specjalnego kodu QR.

Poszczególne dźwięki są zakotwiczone w określonych miejscach i widoczne na mapie w formie geometrycznych kształtów, a także opatrzone nazwą i krótkim opisem. Każdy z dźwięków uaktywnia się pod wpływem ruchów osoby słuchającej (dzięki wspomnianej usłudze geolokalizacji). Wkroczenie w wyznaczony obszar skutkuje uruchomieniem przypisanego mu – w ramach wybranego spaceru dźwiękowego – nagrania. Zależnie od indywidualnych preferencji, może ono rozbrzmiewać bezpośrednio z głośnika telefonu lub z założonych słuchawek.

Fot. Echoes.xyz

Pozwalając się prowadzić ścieżce wytyczonej przez osoby projektujące spacer, możemy eksplorować otaczającą nas przestrzeń w zupełnie nieoczywisty, wielozmysłowy sposób.

 

Ze względu na immersyjny charakter doświadczenia, podczas korzystania z aplikacji zalecana jest szczególna ostrożność i uważność na otoczenie – zwłaszcza w pobliżu przejść dla pieszych, ruchliwych ulic czy skrzyżowań.

Zeskanuj QR code i dołącz do spaceru w aplikacji Echoes

Projekt Negocjowanie Pamięci

skupia się przede wszystkim na obrzeżach dawnego terenu KL Plaszow. Zakotwiczenie spaceru w tych konkretnych lokalizacjach pozwala zorientować się, do jakiego stopnia zmieniła się zabudowa terenu, jego audiosfera i urbanistyczne przeznaczenie. Wybór takich lokalizacji służy też pokazaniu, w jak bliskim sąsiedztwie miejsca po przemocy żyje i funkcjonuje na co dzień lokalna społeczność tej dzielnicy, do jakiego stopnia współczesna tkanka miejska oraz infrastruktura mieszkaniowo-usługowa nakładają się na poobozowe przestrzenie.

 

Poniżej prezentujemy transkrypcje wypowiedzi dostępnych w wersji audio w aplikacji Echoes.

 

Mieszkanka:

„Ja kiedyś przeżyłam taki bardzo duży szok, bo z tramwaju było widać dwa stawy płaszowskie, które były gdzieś tam w okolicach stacji benzynowej dzisiejszej, Shell, i dzisiejszego McDonald’s. To były stawy zarośnięte trzcinami i tam zaczęli się pojawiać – to były początki lat 70. – rybacy. Ja pamiętam, jak ludzie zszokowani mówili, że jak oni tam mogą łowić ryby, że tam mogą być szczątki ludzkie i tak dalej. Dla mnie to było takie traumatyczne: jak oni mogą jeść te ryby, przecież te ryby mogły się odżywiać szczątkami ludzi. I w ten sposób się dowiedziałam, że to tam był obóz, bo pytałam rodziców, o co chodzi”.

Mieszkanka:

„I on właśnie opowiadał, że razem z kolegami uciekali… bawili się nad tymi stawami. Pytałam się, czy to jest możliwe, że tam były te prochy i tak dalej… On mówi, że tak, było to bardzo możliwe, bo oni z kolei znajdowali tam, będąc dziećmi, różne odłamki kości”.

Mieszkanka:

„Niemcy prawdopodobnie wykopali masowe groby i palili te szczątki, bo tutaj ludzie opowiadali starsi, że czuli właśnie taki… zapach dymu taki, dławiący. I te właśnie prochy rozsypywali prawdopodobnie w tych stawach też”.

Mieszkanka:

„Szokiem też było, bo nie wiem, czy pan wie, że jeden blok w ogóle nie ma współczesnych fundamentów, tylko jest postawiony na fundamentów bloku, w którym mieszkali esesmani. To jest blok przy Jerozolimskiej, taki kolorowy”.

Potomkini:

„[…] trzeba iść naprzód ze zrozumieniem, szacunkiem i zdrowym rozsądkiem. To nie może być po prostu ruch do przodu i mówienie: ‘To koniec, dobrze? To już skończone, a to miejsce jest teraz parkiem, więc przynieśmy nasze butelki piwa i bawmy się tutaj’ – to nie jest dobre. Ale myślę, że wciąż można by zostawić trochę zielonej przestrzeni”.

Mieszkanka:

„Pamiętam jeszcze stare domy, takie typowo wiejskie domy przy ul. Wielickiej, w momencie kiedy tę ulicę postanowiono rozbudować. Tak że przedtem ten teren był bardzo fajny, bo wychodząc z naszego osiedla dało się taki bardzo długi spacer wśród zieleni zrobić; kilka kilometrów można było iść – łąkami, zielenią i tak dalej. I tak samo w drugą stronę”. 

Badaczka:

„Wszyscy wiedzieliśmy od tego momentu, w którym na tym terenie pojawił się Spielberg. Wtedy jakby to „posiedliśmy” w świadomości krakowian, więc powiedzmy, że jako krakowianka do dwudziestego roku życia na pewno nie wiedziałam, że w Krakowie był obóz koncentracyjny”.

Decydent:

„To że mamy… wiemy, gdzie były te prochy rozsypane, to nie świadczy o tym, że tych prochów wiatr nie „rozsunął” po całym terenie”.

Badacz:

„Ja jak sobie myślę o tym miejscu i tak dalej, to ono mi nie daje spokoju. Myślę o tym, że mógłbym je opisywać na przykład w takich kategoriach jak „kłopotliwe dziedzictwo”.

Mieszkanka:

„Część domów jednorodzinnych, które były na tzw. terenie nie obozowym, tylko administracyjnym, jak to teraz dzieli muzeum historyczne, zostało wysiedlonych, prawda. Dom, w którym mieszkał Amon Göth, to był budynek, który został postawiony jeszcze przed wojną. I tam jeszcze kilka w okolicy było domów, które zostały wysiedlone. I potem ci ludzie wrócili do tych domów i tutaj, wie pan, po wojnie była bardzo duża wiedza, więc potem były te okresy kartkowe, więc znam to z opowieści tych ludzi, od ich dziadków i tak dalej, że próbowano sobie radzić. Tam na przykład wszystkie te jabłonie, które są posadzone, o których mówiłam, to są posadzone przez mieszkańców; orzechy są tam też na tym terenie. Ludzie przy domach, albo nawet powyżej swoich domów, mieli uprawne grządki, hodowało się króliki. Jeszcze z takich ciekawostek, na Woli Duchackiej, po mojej stronie już – ulicy Kamieńskiego – były gospodarstwa, w których hodowano krowy, no i też ludzie wspominają, że jak byli dziećmi, to te krowy właśnie pasły się na tym terenie KL Plaszow, bo na przykład na Woli była już trawa wyschnięta i je przeganiano”.

Mieszkanka:

Niestety już wiem, po wycinkach drzew, które nastąpiły już do tego czasu, jakieś pół roku temu, i pewnie nie są to ostatnie wycinki drzew, które będą zrealizowane… No, nad tym bardzo ubolewam…”.

Potomkini pochowanych na cmentarzu:

„Muszę powiedzieć, że miałam tam takie dosyć niesamowite przeżycie dwa lata temu, jak miałam synka, który jest malutki – już nie jest taki malutki, właśnie wtedy był malutki, miał dwa miesiące. I poszłam na Płaszów na spacer, który był spacerem takim zielarskim, że tak powiem – Lecznicze Rośliny Płaszowa. I poszłam sobie na te Lecznicze Rośliny Płaszowa, i był taki moment, że mój synek zrobił się głodny, malutki był wtedy, miał dwa miesiące, to był upał, to było w sierpniu. I musiałam się zatrzymać, żeby go nakarmić. Więc usiadłam sobie tam pod jakimś krzewem płaszowskim, i wycieczka poszła dalej, a myśmy z moim synkiem tam siedzieli, on pił mleko. I miałam tam jakieś bardzo… bardzo takie poruszające doświadczenie. Po pierwsze takiego doświadczenia, wiecie, bardzo blisko natury, przez to, że też byliśmy w takiej sytuacji, która była bardzo intymna, karmienie piersią jest dość intymne, i w takiej cieszy też. I w pewnym momencie przyszła do nas taka malutka wiewiórka i tak sobie usiadła koło nas. I było to naprawdę jakieś niesamowicie poruszające przeżycie, ono potem we mnie na długo zostało i jakoś tam sobie pracowało chyba. I miałam właśnie takie poczucie, że ta natura, która tam jest teraz, jest tak wspaniale żywa w stosunku do tej historii”.  

Przewodniczka:

„Ten teren – to jest niesamowite – to jest taki typowy palimpsest. Jeszcze jak się zagłębić w tę najgłębszą warstwę historyczną, i w kontekście tego, że tam są Krzemionki, że tam jest Kopiec Kraka […] i tak dalej, i tak dalej, to też jest raj dla archeologów w kontekście Słowian. Co więcej, Niemcy też o tym wiedzieli. […] Tam są bardzo ważne stanowiska archeologiczne kultury Słowian, prastarego Krakowa. […] Nie będziemy odmierzać tego linijką, ale umówmy się, że w obrębie paru metrów jest Kopiec Kraka – dla Krakowa miejsce absolutnie wyjątkowe, ważne. Do czego zmierzam: tu mamy [ulice] Abrahama i Jerozolimską, tu mamy Siemomysła, Stoigniewa i Lecha. […] to miejsce jest absolutnie na tym odcinku wyjątkowe. Mamy Kopiec Kraka, mamy teren byłego obozu i mamy bardzo cenne dla archeologów ślady osadnictwa Słowian w jednym miejscu”. 

Mieszkaniec:

„To miejsce zasługuje na większą świadomość. To jest ta część historii, która musi być upamiętniona i [o] której nie należy zapominać, oczywiście ze względu na ofiary, ale też ze względu na to, że niektóre rzeczy nie powinny się nigdy powtórzyć”.

Decydentka:

„Mamy tam […] kilka form mówienia o tym, czym powinna być ta przestrzeń, wiele motywacji. Mamy motywację związaną z pamięcią i upamiętnieniem; mamy motywację, która również jest bardzo silna i o tym też trzeba powiedzieć, tzn. kwestii zieleni w mieście, tego, jak ona funkcjonuje, jak jest zadbana, jak z niej możemy korzystać i jak w obliczu kryzysu klimatycznego należy takie terenu funkcjonować [użytkować]. Mamy takie podejście i taką motywację trochę samorządową […] tzn. miejsce pamięci musi być miejscem, które symbolicznie bardzo mocno jest zagospodarowane, w którym pojawiają nie tylko pomnik, ale nie wiem, muzeum, memoriał, park, alejki, miejsca parkingowe, które po prostu jest miejscem takim bardzo uporządkowanym, w którym funkcjonuje się w bardzo określony sposób […]”.

Mieszkanka:

„Jedyne, co mi się z tym miejscem kojarzy ostatnimi czasy, to ciągłe potyczki z muzeum o narracje, o przedstawianie nas w niefajnym świetle i takie… poczucie, że nie słucha się w ogóle mieszkańców”.

Fragment eseju Martina Pollacka “Skażone krajobrazy”

“Zbiorniki wodne – rzeki, jeziora, nawet stawy – dzięki swym naturalnym właściwościom wydają się stworzone do usuwania kompromitujących śladów. Nie trzeba wykopywać dołów i potem znów zasypywać, nie trzeba niczego zazieleniać, niczego sadzić, zalesiać. Woda sama wypłukuje, bez udziału człowieka, wszystkie ślady. Wszystko przykrywa. Sprzyjając, czy zdradzając? Oto pytanie. Woda też może być współsprawcą – tak jak krajobraz. Przede wszystkim: milczy niczym grób, dochowuje tajemnicy, dba o anonimowość ofiar, jest bardziej spolegliwa, niż ziemia. Kiedy jednak gdzieś fale czasami wyrzucą na brzeg kości, wypolerowane i lśniące, poszukiwanie pozostałych szczątków jest najczęściej beznadziejnym przedsięwzięciem”.

Decydent:

“Nigdy o tym nie myślałem, żeby się stąd wyprowadzać”. 

Decydent: 

“Ale z wykształcenia też jestem technikiem ogrodnikiem, więc zawsze była mi bliska natura i generalnie rzecz biorąc praca w ogrodzie, jak byśmy to nazwali, czy praca fizyczna nawet, na zasadzie uprawy, koszenia – jest mi bliska i dla mnie jest to też taki element odprężający od dnia codziennego”.

Mieszkanka:

“Wszelkie do tej pory prace pielęgnacyjne, sadzenie kwiatów, podcinanie krzewów, nasadzenia i tak dalej, były robione przez mieszkańców”.

Potomkini:

“Wciąż mam takie poczucie właśnie takiego zadeptanego cmentarza, takiego sprepa… takiego zhańbionego grobu”.

Potomkini: 

“Trochę podobnie jak z tym miejscem, to było u mnie w rodzinie, że o tym się właściwie nie mówiło. Ja o tym też bardzo niewiele wiedziałam, więc dla mnie się to stało takim trochę terenem do zbadania, ale nie tylko topografią, ale też zastanawianiem się nad tym, dlaczego – co w tym takiego zadeptanego, co w tym takiego zapomnianego”.

Potomkini: 

“Wujek, który był synem babci, fanatykiem historii – no, pewnie z racji tej trudnej historii naszej, rodzinnej – jego bardziej bezpośrednio, no bo to jednak syn, jeszcze dziecko właśnie poobozowe, więc jakby no bardzo mocno go to dotykało. I on uczestniczył we wszystkich tych różnych wydarzeniach i on opowiadał, on jakby wiedział – jeśli ktoś o tym mówił, to mówił on. I pamiętam właśnie takie szczątki tych opowieści: że babcia bardzo się bała tego Amona Gotha właśnie, to pamiętam, że o tym mówił, i że ten obóz był najgorszy ze wszystkich, w których była, że był okropny. Czyli on od babci coś tam wiedział, jakieś tam przebłyski…”

O ARTYSTACH

 

LUDOMIR FRANCZAK– artysta wizualny, reżyser teatralny, kurator. Jego prace prezentowane są w galeriach, teatrach, przestrzeni publicznej i festiwalach w Polsce i na świecie. Współpracuje z muzykami (Marcin Dymiter, Robert Curgenven, Robert Piotrowicz), artystami wizualnymi (Magdalena Franczak, Sebastian Buczek) i teatrami (Schaubude/Berlin, Cross Attic/Praga, TATWERK/Berlin, Szwalnia/Łódź), jest członkiem kolektywu, który tworzył polski pawilon na Praskie Quadriennale w 2023 roku.

Zajmuje się problemem pamięci, tożsamości i aktywizmu. Za pomocą działań intermedialnych buduje złożone projekty wykorzystując zarówno sztuki wizualne, jak i historię, czy literaturę. Jest autorem wydawnictw artystycznych i nagrań dźwiękowych.

lfranczak.pl

 

 

MARCIN DYMITER – porusza się w kręgu elektroniki, field recordingu i muzyki improwizowanej. Tworzy instalacje dźwiękowe, słuchowiska, muzykę do filmów, spektakli teatralnych, wystaw i przestrzeni publicznych. Jest autorem projektu Field Notes. Prowadzi warsztaty dźwiękowe oraz działania przybliżające ideę field recordingu. Gra w projektach: emiter, niski szum, ZEMITER, PICA PICA oraz innych, efemerycznych formacjach. Autor książek „Notatki z terenu” (2021), „Maszyny do ciszy” (2023).  Dwukrotnie nominowany (2022 i 2024) do Nagrody Literackiej Gdyni. Współpracuje z „Dwutygodnikiem” – internetowym magazynem o kulturze https://www.dwutygodnik.com/autorzy/2693-marcin-dymiter

 

W 2020 roku został zaproszony do udziału w światowej wystawie sound artu „Audiosphere. Sound Experimentation 1980-2020„, która odbyła się w Madrycie, w Museo Reina Sofia https://www.museoreinasofia.es/en/exhibitions/audiosphere. Jako niezależny kurator związany z festiwalami CONTROL ROOM (Gdańsk), Wydźwięki/Resonances (Galeria El, Elbląg). Pomysłodawca i kurator – wspólnie z Marcinem Barskim – projektu „Polish Soundscapes”, pierwszej polskiej wystawy prezentującej zjawisko field recording. Producent muzyczny. Słuchacz i uczestnik warsztatów muzycznych i warsztatów improwizacji w kraju i za granicą, między innymi prowadzonych przez Le Quan Ninha, Andrew Sharpleya, Johna Butchera, Robina Minarda i Wolfganga Fuchsa. Stypendysta Uniwersytetu Sztuki w Berlinie, finalista konkursu Netmage International Multimedia Festival w Bolonii. Stypendysta Marszałka Województwa Pomorskiego, Stypendium Kulturalnego MIasta Gdańska oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011), Fundacji Wyszehradzkiej (2012, 2023). Współpracuje z fundacją Quiet Parks International. Członek Polskiego Stowarzyszenia Muzyki Elektroakustycznej.

FINANSOWANIE
Projekt finansowany w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO), wspieranego przez Unię Europejską w ramach funduszu NextGenerationEU.